- Teraz - powtórzyła, unosząc biodra.
Gdy przeszył ją ból, odruchowo chciała się cofnąć, ale Lucien przytrzymał ją mocno. - Zaczekaj. - Lucienie. Dopiero po dłuższej chwili pocałował ją z pasją i zaczął wolno poruszać biodrami, a potem coraz mocniej i szybciej. Kiedy wreszcie odnalazła wspólny rytm, jej ciałem wstrząsnęły spazmy. Krzyknęła z rozkoszy. Chwilę później Lucien jęknął i zanurzył twarz w jej włosach, po czym opadł na nią bezwładnie. Zaczęła głaskać go po plecach. Z wolna odzyskiwała zmysły. - Więc o tym pisał Byron - odezwała się, wciąż jeszcze odurzona. Zaśmiał się, uniósł na łokciu i pocałował ją czule. - Teraz już rozumiesz, dlaczego młode dziewice nie powinny go czytać. - Mam prawie dwadzieścia cztery lata i chyba już nie jestem dziewicą - stwierdziła, oddając mu pocałunek. - Na szczęście nie. Doszedł do wniosku, że przyrównanie jego umiejętności do poezji Byrona stanowi miłe podsumowanie wieczoru... choć wcale nie zamierzał go kończyć. Alexandra Gallant zrobiła na nim piorunujące wrażenie już w chwili, gdy pierwszy raz ujrzał ją w swoim gabinecie, natomiast on jeszcze nie zawrócił jej w głowie. Ochłonąwszy nieco, usiadł. - Myślisz, że lord Belton oświadczy się Rose? - zapytała sennym głosem, sięgając po halkę. Żadnej histerii, łez, pretensji. Po prostu brała to, co podsuwało jej życie. Uśmiechnął się. Jego Alexandra. Ciekawe, jak by zareagowała na takie określenie. - Robert ma na to za dużo rozsądku. Po prostu stara się wyprowadzić mnie z równowagi. - W takim razie rzeczywiście powinieneś urządzić przyjęcie urodzinowe dla swojej kuzynki. Spostrzegł, że przygląda mu się z nowym zainteresowaniem. - Wracamy do codzienności? Przyjęcia, kolacje, bale, nowe stroje? - Przepraszam. Ty jesteś ekspertem. O czym się rozmawia po... kochaniu? Zastanawiał się przez chwilę, czy wyznać jej, że już znalazł kobietę, którą chciałby poślubić. - Co będzie dalej? Alexandra, która właśnie podniosła suknię z podłogi, zamarła w pół ruchu. - Sugerujesz, że mam odejść? Zerwał się na równe nogi. - Na litość boską, nie! Skąd ci to przyszło do głowy? Spojrzała mu w oczy. Jej policzki i usta były zaróżowione, włosy splątane. - Już ci mówiłam, że nie wiem, jak... - Ja też nie - przerwał jej pospiesznie. - Na ogół niewiele jest później do powiedzenia. - Aha. - Chodziło mi o twoją przyszłość w tym domu - wyjaśnił. - Ze mną. Wyprostowała się, trzymając pogniecioną suknię przed sobą jak tarczę. - Nie jestem twoją kochanką. Uniósł brew. - Tak czy owak, czuję, że mam wobec ciebie pewne zobowiązania. - Niepotrzebnie. Nie zrobiłeś nic, czego bym nie chciała. Moja sytuacja się nie zmieniła, prawda? Nadal chcesz, żebym uczyła Rose manier? - Oczywiście, że tak. - Zaczął się ubierać. Dużo łatwiej sobie z nią radził, kiedy była naga. - Mogę odprowadzić cię do sypialni? Skinęła głową. - Dobrze. Decyzje można odłożyć do rana. Trochę go uraziła jej rzeczowość, ale powstrzymał się od uwag, zebrał resztę garderoby i otworzył drzwi biblioteki. Weszli cicho po schodach i ruszyli ciemnym