- Zobaczy pani, że przyda się mój numer telefonu - powie
dział, przeciągając z południowym akcentem głoski. Jego zachowanie, podobnie jak wszystkich innych napotkanych w miasteczku ludzi - naśmiewanie się z człowieka, którego tak naprawdę nie znali - sprawiło, że z niewyjaśnionych przyczyn gotowa była bronić Blackthorne'a. - To nie będzie potrzebne - oznajmiła i zamknęła drzwi. Westchnęła ciężko. Odwróciła się. Serce podskoczyło jej do gardła, gdy zgasło światło, a na szczycie lśniących, rzeźbionych schodów zamajaczyła sylwetka. -Pan Blackthorne? -Oczywiście. -Dzień dobry, jestem... - Laura Cambridge, wiem - przrwał jej w pół słowa. - Trzydzieści lat, samotna. Absolwentka Uniwersytetu Południo wej Karoliny, wychowana w Charleston, była Miss Południowej Karoliny, Miss Hrabstwa Jasper, Miss Festiwalu Krewetek. - Mogłaby przysiąc, że w jego głosie usłyszała ironię. - Zapo mniałem o czymś? Cóż, z miejsca wszedł w rolę pracodawcy, pomyślała. Stał na podeście, skryty w cieniu. -Zapomniał pan o posadach: attache w Departamencie Stanu, a potem nauczycielki przy ambasadzie oraz że jestem lingwistką, biegle władającą włoskim, francuskim i perskim. -A czy umie pani gotować? - zapytał po francusku. -Gdybym nie umiała, to by mnie tutaj nie było - odpowiedziała zaczepnie. Nie spuszczała wzroku z olbrzymiego cienia W świetle dochodzącym z holu widziała jedynie ostre jak brzytwa kanty spodni mężczyzny. Ręce oparł o barierkę. Kilka razy błysnął ciężki, złoty sygnet. Boże, ależ on ma wielkie dłonie, pomyślała, po czym powiedziała: -Czyżbym miała własną stronę internetową, o której nie mam pojęcia? -Telekomunikacja to niesamowity wynalazek. -No, tak, tylko niech mi pan oszczędzi informacji na temat rozmiarów mojej bielizny i dnia, gdy straciłam ukochaną czapkę z pomponami. -Tylko to pani straciła? - Słowa te wypowiedziane zostały w taki sposób, że przeszył ją dreszcz. Rozzłościło ją to jeszcze bardziej. - Niech pan poszuka w sieci i sprawdzi - odgryzła się. Wcale się jej nie podobało, że Blackthorne tyle o niej wie, a ona o nim nic. Nie miała czasu, żeby zebrać informacje. Wiedziała tylko, że od rozwodu i wypadku, który go oszpecił, mieszka na odludziu oraz, że za kilka dni przyjmie pod swój dach córkę, której nawet nie zna. Robi się coraz ciekawiej, pomyślała biorąc torby. - Gdzie będę mieszkać? - zapytała cicho. - Na pierwszym piętrze. Podeszła do schodów. - Niech pani zostawi bagaże. Proszę ze mną. - Usłyszała pierwsze polecenie. Laura odstawiła ciężkie torby, ale małą walizeczkę i torebkę wzięła ze sobą. Poszła za Blackthorne'em. Wyprzedzał ją o kilka stopni. Ani razu nie wyszedł z ciemności. Widziała jedynie