łyk.
- Dziękuję. - Oddał szklankę, a Amy odstawiła ją na stolik. - Dobrze mieć kogoś, na kim można się oprzeć - skomentował malec. Ta niewinna uwaga podziałała na nią zaskakująco sil nie. Musiała zamrugać, by powstrzymać cisnące się do oczu łzy. - Jak tatuś zaczął planować wyjazd do Afryki - rozgadał się Jeremiah - to najpierw chciał, żeby mama została z nami. Ale my z Benjaminem nie chcieliśmy, żeby tata pojechał sam. Ja i mój brat zawsze jesteśmy razem. Tatuś też powinien kogoś mieć. Bo on miał wyjechać na bardzo długo. Amy nie mogła wydobyć głosu. - Jesteś bardzo dobrym bratem, Jeremiah. I bardzo dobrym synkiem. - Jak ja się zmęczę, to będę mógł oprzeć się o Benjamina. Wiesz, to dlatego tak dobrze kogoś mieć. Gorąca łza spłynęła po policzku Amy. Otarła ją pospiesznie i pociągnęła nosem. Nie odezwała się. Nie mogła mu odpowiedzieć. Naraz jakiś ruch w przedpokoju zwrócił jej uwagę. Odwróciła się i zobaczyła Pierce'a. Stał na progu i nie spuszczał z niej zielonych oczu. Domyśliła się, że słyszał całą rozmowę. I widział jej reakcję. Co teraz czuł? Na pewno jest dotknięty. Ma takie mroczne spojrzenie. Przeżywa jej odmowę. Ale jest też zdziwiony i zaskoczony. Przed chwilą odgrywała twardą i nieugiętą, a kilka słów malca wystarczyło, by nie mogła zapanować nad wzruszeniem. Chciała, by uwierzył, że najważniejsza jest dla niej przygoda, poznanie świata. Że dlatego nie chce angażować się w związek. Ale to było kłamstwo, od początku do końca. Chciała, by widział w niej kogoś, kim nigdy nie była i nie będzie. I nie chce być. Pograła bez sensu. Powinna powiedzieć prawdę. To mu się należy, po prostu. Nawet jeśli zmieni o niej zdanie. Wyprostowała się. - Moglibyśmy spotkać się w twoim gabinecie? Na kilka słów. Chcę ci coś powiedzieć. Jego usta, takie uwodzicielskie i kuszące, gdy ją całował, teraz były zaciśnięte w wąską linię. Amy obawiała się odmowy. Pierce, nie odzywając się, skinął głową i wyszedł z pokoju. Jeszcze nigdy dotąd nie zależało jej tak