Przypominał sobie kolejne lata swego życia. Od
jednej zastępczej rodziny do drugiej, bez żadnych korzeni, rodziny czy poczucia przynależności. Przeżył to jakoś, pozostały jednak nie zabliźnione psychiczne rany, które starał się ukryć. W pewnym momencie pojawiła się w jego życiu Laurel. Śmiech, zabawa, kolor. Ależ ją kochał. Dopiero potem dowiedział się, że nie był jedynym mężczyzną w jej życiu. Ucisk koło serca wskazywał, że wciąż było to wspomnienie bolesne. Od ciemności do światła i znów do ciemności. Nie, tym razem nie była to całkowita ciemność. Miał synów. Oni teraz nadawali koloru jego życiu. Dzięki nim poznał uczucie przynależności i tego, że jest się potrzebnym i chcianym. Tak samo jak on ich potrzebował, oni potrzebowali jego, i Jack wiedział, że nie może ich zawieść. Nie zrobi tego, co zrobili jego rodzice. Spojrzał na zegarek. O cholera, już dziesiąta. Może jeszcze nie śpią. Nakręcił numer. - Tu rezydencja pana Brannana. Rozbawił go ten formalny ton Malindy. Nawet o tej porze i przez telefon panna Doskonalska w całej okazałości. - Tu Jack. Co słychać? - W porządku. A jak w Chicago? - Zimno. Śmiech Malindy miał w sobie coś kojącego. Jack rozluźnił się. - Załatwiłeś sprawę dachu? - zapytała. - Jeszcze nie, ale próbuję. Chłopcy już w łóżkach? 62 JEDNA DLA PIĘCIU - Tak i nareszcie zasnęli. Jack z trudem ukrył rozczarowanie. A więc dziś już z nimi nie porozmawia. - Jak sobie dajesz radę? Z pracą i całą resztą? - Naprawdę wszystko w porządku. Razem z Patrykiem odwieźliśmy chłopców do szkoły, a potem byliśmy w sklepie. Po szkole wszyscy przyszli do sklepu i odrabiali lekcje. - Jak się zachowują? - Dobrze. Zupełnie nieźle nam idzie. Jack zdumiał się tą cudowną przemianą swoich synów. Wiedział, że powinien się cieszyć, że wszystko idzie dobrze, jednak z jakiegoś dziwnego powodu nie potrafił. - Może powinienem wycofać to ogłoszenie i namówić cię, żebyś została? - Och, sama nie wiem... Wahanie w jej głosie pozwoliło mu mieć nadzieję. - W razie jakichś kłopotów dzwoń do mojej sekretarki. Ona wie, jak się ze mną skontaktować. A wieczorem jestem w hotelu. - Na pewno wszystko będzie w porządku. Jack chciał coś powiedzieć, znaleźć jakiś powód, by jeszcze przez chwilę nie zrywać tej łączności z domem.